No i temu wpisowi muszę nadać tytuł:
"Chwalić się czy żalić?! "
Były przygotowania, czasu dużo poświęconego, ukradzionego Jej. Przez chwile nawet stres był, ale taki maleńki. Bo nie będę w pełni przygotowana. Że nie na 101% jak to zawsze ja, przed czasem i na zapas.
Były szybkie projekty, domeny i drukowanie metek. Oj było, było. Nadszedł ten dzień. Nadmuchany balon pękał w szwach. Bo jakie to piękne będzie. I jakie wspaniałe i profesjonalne.
Tuż przed wyjściem obudziła się Ona z płaczem jaki, zna każda matka, kiedy wie że boli. Ja już wyprasowana z poprawionym mankietem od marynarki i łzami w oczach. Jedną noga już za progiem a resztą siebie przytulam Ją mocno. Żeby tylko nie płakała. Nurofen na szybko podaje. Ona tak nie lubi tej strzykawki.
- pij kochanie, to Ci pomoże.
Ona płacze mocniej i mocniej. A ja tulę ją i nogę z progu zabieram. Patrzę na siorę. Ona tylko odpowiada." Cii będzie dobrze." Patrzę na niego. A w jego oczach przerażenie. " Nie wiem czy sobie poradzę."
Sprawdza temperaturę. Jest w porządku. Niech idą na spacer. Ona się wycisza, nurofen zaczyna działać. Ubieram ją i wychodzimy wszyscy razem. Oni na spacer a ja tam. Na to wydarzenie. Mi serce pękło w kilku miejscach i głęboko oddycham, żeby nie pęknąć dalej. Muszą sobie poradzić to kilka godzin. Może dwie. I już wracam. Zaraz będę. Niech tylko jej nie boli. W myślach proszę i powtarzam jak mantrę. Niech nie boli. Niech nie płacze. niech jej nie boli. niech niepłaczeniechjejnieboli....
Jest. Przyjechała. Otwieramy drzwi a od emocji aż paruje. Podekscytowana cała. Czerwone usta idealnie komponują się z elegancką białą bluzką. Dzisiaj Ona ma przemowę na wydarzeniu. I chyba jest to dla niej bardzo ważne sądząc po drżących rekach, które tak mocno opanowuje, aby nie dać po sobie nic poznać. Jedziemy po jeszcze jedną. One o wszystkim tak jak przekupki na targu. A ja w głowie dalej ze swoją mantrą. Ona zarzuca mi, że się nie umiem wyluzować. Że za bardzo z tym wszystkim. A ja tego nie słucham tylko mówię, że nie chcę teraz. Patrzę tylko na marynarkę, oblepiona smarkami. Wycieram chusteczką. A co tam. Niech sobie będą.
Wchodzimy i jakoś pusto. I dziwnie. Stolik w małej wnęce. A nie, jednak trzeba sobie przynieść. Tu nie. Tu jeszcze jedno miejsce będzie. O tutaj będzie dobrze. Wypakowujemy te koty, jest ich ze 30. Każdy ręką zrobiony. Naszą. Każdy starannie zapakowany. Spoglądam na wszystko w okół. Panie, same panie. Wszystkie mamy? Ładne. Wystrojone. Eleganckie. Biznesmamy. Wcześniej jeszcze mówię, że ciągle myślę nad kotmanią bo projekt jest inny i to tymczasowe. Ale dzisiaj muszę zapomnieć o innym projekcie. Dzisiaj trzeba sprzedać kociaki bo czekają w koszyku na swój dom. Biznesmamy one swoje rzeczy promują. Kosmetyki i makijaż obok nas. Żłobek. Poduszki-siedziska.Miksery.
Mamy. Ale chyba już nie świeżo upieczone. Doświadczone mamy i chyba już co niektóre babcie. A są też młodsze, to te od makijażu. Ładnie pomalowane. Z finezją. I jest hand made. Biżuteria dla mam. Dla dzieci tylko my. Tylko koty. Mamy ciastka do północy piekłyśmy. Jedna blaszka nawet zbytnio się wypiekła i co się dało zjedliśmy reszta w koszu wylądowała. Dobrze że je mamy przynajmniej, po to do nas podchodzą. Nie no czasem ktoś poszpera. Piękne.Ładne. Często padają te słowa. Miło.
Zaczynają się wykłady. Z naszego miejsca nic nie słychać. Pani mówi zbyt cicho żeby ją usłyszeć. A bliżej się nie da. Miejsc nie ma. Wszystkie krzesła zajęte. Wszystkie wyglądają jakby się znały. Prezentacja na temat który ani trochę mnie nie interesuje. Potem następny i nadal nic ciekawego jak dla mnie. Dalej cicho i już mnie nawet to bawi, że nie ma miejsca. Dopada nas głupawka i zaczynamy się dobrze bawić. My dwie. Kociary. Kiedy jest przerwa i ktoś podchodzi, sprzedajemy. Profesjonalnie wymieniając korzyści. Językiem zalet prezentujemy nasze twory. Ale nie działa. Nikt nie kupuje. Przyglądam się uważniej. Hmm a czy tu są jacyś "nie wystawcy?" Niewielu. Ktoś pyta o współpracę. Tak możemy. Tylko my koty. Tylko koty? Tak tylko koty. A misie? Misie nie. Koty. Żabki? Żabki możemy spróbować. Albo nie,nie da się. Koty to koty.
Biznesmamy pokręciłby głowami. Jak to nie żabki? Żabki dadzą pieniążki a koty nie. Więc, co żabki? Nie. Koty. Oj biznesmama ze mnie kiepska coś.
Patrze na zegarek, minęło 1,5 h ja nie jestem ani trochę bogatsza. Ani w wiedzę, ani w pieniążki za koty. Bawię się dobrze dzięki mojej kociej partnerce. No i kilka osób poznanych sprawi wrażenie bardzo sympatycznych. Jeden kot na specjalne zamówienie nawet się zapisał do wykonania.
Ja wytrzymuje jeszcze trochę i uciekam. Do Nich. Posklejane serce z rozpaczy taśmą klejącą zasklepia się jak ona rzuca mi się na szyje. Wygląda źle. I wiem,że nazajutrz pójdziemy do doktora. On pyta, jak było. A ja uśmiecham się i mówię, było trochę tak jakbym chciała wycisnąć sok z już wyciśniętych owoców.
Ale już po. Nie był to zmarnowany czas. Pierwsze koty za płoty.Następnym razem bardziej przeanalizuje strategię doboru miejsca. Może mniej spontanicznie.
A Ona do końca w czerwonych ustach, profesjonalnie poprawiony makijaż przed występem, który podobno miała świetny. Ja nie wiem bo mnie nie było. Tylko kociapartnerka mi mówiła. Obie mamy. Obie biznes. Choć ja wolę dzisiaj mama. Biznes to pasja. Koty dla szczęścia a nie dla pieniędzy robię. A jak wpadnie przy okazji grosz. To super. Wszystko i tak na nią wydam. I tyle by było z eventu.
Taki słodko-gorzki ten wpis... :P
OdpowiedzUsuńHmm i nie wiem co Ci odpisać:) No słodko- gorzki:) bo jak mówi tytuł nie wiem czy chwalić się czy żalić. Na pewno dużo mi dało takie podsumowanie. Przynajmniej wiem, gdzie być nie chce:) Pozdrawiam
UsuńHej hej! To Cię dzisiaj wypatrzyłam pod Lidlem, co? Ha!! :P Łoczaut! Słuchaj słuchaj, za to moja Zosia wypatrzyła dzisiaj kota Twego spośród sterty pluszaków w swoim pokoju i akurat z nim chciała spać, akurat jego tulić! :) Bardzo go polubiła! :)
UsuńA no! Nic się nie da ukryć:) Na mojej dzielni się kręcisz to może i będzie nam dane się jeszcze wypatrzeć:) Super! Bardzo mnie to cieszy:) Ja już nawet robię takie mini dla Lilki, wersja podwórkowa:)
UsuńGłowa do góry, trzymam kciuki! A Twojego bloga zaczęłam czytać namiętnie, tuż przed rozwiązaniem i dał mi tyle ciepłych pozytywnych emocji co zimny browar, którego smaku już nie pamiętam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam!
Balsam na duszę Twe słowa. Zimny browar ja już mogę :) Ale jakoś nie chcę, wiem dziwna jestem:) Pozdrawiam!
UsuńOj - my to kociary "pełną gębą"...
OdpowiedzUsuńRozumiemy i trzymamy kciuki!!!!
Świat kotów jest wielki! :) Miauuu Pozdrawiamy!
Usuń