Ja z łbem pękającym i dzieckiem przyklejonym płaczu i krzyku!
Sąsiadów mieć będziemy. Piętro nad nami. Nad naszymi głowami. Teraz wiją swe gniazdko młotami, wiertarkami, i innymi głośno wydającymi dźwięki przedmiotami. A Lili umiera z przerażenie. Przykleja się do mnie i nie ma opcji odkleić nawet na sekundę. Więc uciekamy z domu o 9:30 i wracamy jak skończą...a mają o 14, a kończą o 16... i tak już kolejny dzień. U ciotki siedzimy, szlajamy się po parkach, placach zabaw i gdzie się da. A pogoda się pogorszyła. To i obiad u ciotki zrobić sobie możemy. A Lili to pasuje bo my zwykle wolno, a teraz jeszcze wolniej. I czas na pooglądanie kamyczków się wydłużył i na wąchanie kwiatuszków. No bo gdzie nam się spieszy :) Tylko w domu bałagan i nie ma kiedy myśli Wam napisać ( przegapiłam nawet te przedokresowe;)) . Bo wracamy i wyruszamy dalej, to na basen, do wujków, na zakupy, na rower. I wracamy późno, na mleko i spanie. Taki intensywny ten tydzień. Dziś pierwszy z wieczorem w domowym zaciszu. Wiec zbieramy siły, bo jutro od rana będzie buuuu ggrrrryyyy taaaadammm i łaaaaa:) Oby do 12, a potem FAJRANT PANIE MAJSTER z fają w zębach :) Jak to lubi polski robotni w sobotnie południe :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz