Ja! We wszystkich rolach.
Tak sobie ostatnio myślałam czego ja się właściwie boję. No i doszła do wniosku,
że poza : żmijami, pająkami włochatymi, dużymi psami, wojną, żywiołami - ich się bardzo boję. Że zabiorą mi wszystko, co mam w kilka sekund. Ludzi dziwnych- bo ja się lampię, mam taką naturę, że zamiast omijać i nie prowokować wzrokiem opętanych dziwnych ludzi, to ja się lampię. Nie wiem czemu. Ale tych opętanych dziwaków się boję. Boję się wielu rzeczy. A wydawało mi się, że taka twardzielka jestem. Ale chyba najbardziej boje się samotności. Tego, że zostaniemy samotni. Wiadomo,że kiedyś dzieciaki "pójdą na swoje". A my będziemy siedzieć obok siebie, patrzeć bezmyślnie w telewizor. I niby tak razem a jednak osobno. A do tego, boję się, że nam się nie będzie chciało. Bo mimo nie wielu lat, to tak często dziś nam się nie chce. A co dopiero kiedy przeszkody fizyczne się pojawią? Co wtedy? Nawet nie będziemy chcieli walczyć z tą samotnością. Oglądałam ostatnio jakiś serial podczas realizowania swojej pasji kury domowej ( czyt. prasowania) i tam była grupa przyjaciół, już po przejściach. W wieku dobrze po 50-ce. Piękne było, to, że im się chciało. I żyli swoim życiem, realizowali się. Takich kiedyś w autobusie widziałam. Oni to byli spokojnie po 60-ce. A jakie mieli poczucie humoru! Choć jeden głuchawy, jedna o kuli, do szpitala jechali! A chichrali się jak nastolatki. To można tak? Można być szczęśliwym późną jesienią? A no, wygląda, że tak:) Wystarczy, żeby się chciało - chcieć:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz