JaMama!
Zawsze ciekawiły mnie nowości i lubiłam różnego rodzaju gadżety,
za sprawą, których życie stawało się łatwiejsze. Z wielką wnikliwością
poszukuję rozwiązań najlepszych dla nas.
Oswoiłam, też swój słomiany zapał i powalam sobie odczekać chwilę w celu
sprawdzenia, czy za 4 dni nadal będę uważać, że jest to rzecz, bez której nie
da się żyć. Bez której świat jest szary, a nabycie jej nie jest tylko
wypełnieniem potrzeby kupowania. Bo wiadomo kobietą jestem, więc w nazwie już
jest zawarta informacja o tym, że kupować muszę.
Więc drogą analizy i rozwoju
naszej Lili padło na poszukanie nowego rozwiązani toaletowego. Wiem, że da się
bez tego żyć. Nawet całkiem normalnie. Ale posiadając to, o ileż życie stało się
prostsze J
Mowa tu o desce toaletowej family! Lili już od dawna nie korzysta z pieluch.
Przebyła długą drogę, aż dotarła do punktu JA SAMA! I tak to właśnie Lili
korzysta z dużej toalety sama. A wiadomo, że zwykła deska to spore wyzwanie,
wiec mamusia przybyła z pomocą.
Kupimy deskę dla Lili! Taką podwójną! TADAM! W
końcu Tola niebawem też będzie z niej korzystać. Jak zwykle przedstawiłam
mężowi swemu listę za i przeciw. Poszperałam,
wybierając przeróżne przedziały cenowe. Wiadomo, cena czy okazja cenowa, bywa kluczowym argumentem podczas narad rodzinnych na temat nabywania dóbr
materialnych. I padło potwierdzenie. Jak to u nas bywa: ja z ogromnym
entuzjazmem, maż z miną potwierdzającą bez większych emocji.
Wybraliśmy opcję najtańszą. Znalazłam ją w
sieci marketów Jula. TU. Do nabycia również TU. Deska zawiera dwie opcje. Deska mała i deska duża.
Do tego kupilismy stopień podwyższający. (Z IKEA) i poza pomocą w zapaleniu
światła Lili jest toaletowo samodzielna! A jaka dumna z tego faktu. Nie tylko
ONA, cała rodzinaJ Jeżeli
zastanawiacie się nad tą opcją, jest naprawdę dobra. I nocnika nie trzeba myć! YeaaaJ
I jeszcze o naszej drodze do
deski family.
Kiedy zaczęliśmy przygodę z
nocnikiem Lili miała jakieś 7-8 miesięcy. Zapoznawała się z nim, była to klasyczna
kaczuszka dostępna we wszystkich marketach.
Sprawdzała się świetnie do momentu
aż Lili urosła. Nocnikowi zaczęły rozjeżdżać
się boki…Za miękkie tworzywo się okazało. Wtedy robiłam rozeznanie w tematyce
nocników. I wniosek był taki, że nie ma ceny średniej nocnika. Są takie za
10-20zł albo takie koło 100zł i wyżej.
Kupiliśmy z zamykaną klapką. Nie wypał.Oczywiście
najpierw miałam chrapkę na Fiszerowego nocniczka. Ale czyszczenie go i muzyczka
w nagrodę za siusiu i kupkę, skutecznie mnie zniechęciła.
Kupiliśmy też
nakładkę na kibelek. Mięciusią, milusią i wpadającą do muszli…
Aż trafiliśmy na
nocnik właściwy. Stabilny, wysoki!!( Lili nie musiała mieć, kolan pod brodą)i
łatwy w czyszczeniu, we właściwej cenie. Jedyny minus, to brak jakiegoś klika
żeby wyjmowana misa się nie ruszała przy wstawaniu. Kolor
uniwersalny dla chłopczyka i dziewczynki. Świetny zakup. Do nabycia w IKEA.
Mam nadzieję, że nasze doświadczenia posłużą Wam przy wyborze swojego najwłaściwszego tronu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz