Musze Wam się przyznać. Nie chce mi się. Cierpię na brak motywacji i klasycznego lenia. Brakuje mi napędu i nie ma mnie kto kopnąć w tyłek. Szyje kota i niby wszystko z nim ok. A coś mi w nim nie gra. Robię obiad i niby dobry a jakiś nie doprawiony. Piszę post i już ósmy nie dokończony. Zaczynam od nowa, kasuje - zostawiam. Mój system samomotywacji się zawiesił. Ale zamiast tego dobrze mi idzie, leżenie z Lili na łóżku i gapienie się w sufit. Bieganie na czworaka i udawanie psa. Zawsze jak się zmęczę mogę się położyć. Siedzenie w piaskownicy z zakopanymi nogami. I udawanie, że jesteśmy na plaży. Gadanie z nią. I próby przekonania, żeby choć raz powiedziała tak. A pranie czeka, deska wyjęta stoi. Żelazko coś leniwie syczy, patrzę na nie i mówię mu, że może jutro? Puszcza mi oko i mówi, że dobrze. Patrzę na tapicerkę i plamy na niej...może wyszorować. A może nie dziś. Takie lato za oknem. Szkoda życia. :)
Z jabłkiem i melonem leżymy na kocyku. A co. Reszta poczeka. Słoneczko nas rozleniwiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz