wtorek, 29 października 2013

Może kiedyś, a może nie!

Może kiedyś, a może nie!
JaMatkaZMisja!

Mam w głowie cały plan, tego co chciałabym, a czego nie. Co mi się podoba, a co nie w procesie wychowania naszego dziecka. Może mój plan jest zły i kiedyś walnie mocno o ziemię, jak wieża z klocków, którą budujemy, co dnia. Może walnie, a może nie. Ale jedno wiem. Dziecko wychowywane w miłości jest szczęśliwe.
            Nie przeczytałam książki o kontinuum, nie skończyła czytać tej, o przestrzeni dla rodziny. Nie oglądam super niani. Po prostu wiem, czego chcę. A wiem, że chce pozwolić swojemu dziecku być szczęśliwym. Nie zgadzam się na wszystko, co chce. Nie krzyczę na nie. Odkąd mamy Ją na świecie, nie podniosłam na nią głosu, w innej sytuacji niż zagrażającej jej życiu lub zdrowiu! ( UWAŻAJ! TO JEST GORĄCE! itp.) Może to się zmieni, a może nie.
Jedno wiem ufa mi. A ja ufam jej. To tworzy dom z poczuciem bezpieczeństwa. Nie cierpię słów "za to.." w naszym domu ich nie używamy. "Daj za to buziaka " - u nas jest "Daj buziaka!”  Nie ma coś za coś! Może kiedyś to się zmieni, a może nie.
Nie wyobrażam sobie, żeby tak szantażowała swoje dziecko, choć bardzo nie lubię określenia szantaż. Ale tak to wygląda,” coś za coś”. Są tacy, co lubią. I często nie zdają sobie sprawy, że sami są szantażowani. Takie „coś za coś”, sprowadza się do tego, że dom stanie się jednym wielkim polem spiskowym, gdzie każdy gara o swoją wygraną. A ja nie chcę, rodziny rywalizującej i poplątanej w gonitwie, za czymś, co jest zbędne.
 Wyobrażacie sobie, dzień powszedni z coś za coś?
- Jak zrobisz obiad to kupię Ci kwiatki!
- Jak umyjesz podłogę, to pokaże Ci cycki! ( Dobra może cycki są czasem argumentem ostatecznym no, ale nie przedmiotem szantażu!)

Nie tak ma to wyglądać, obiad gotujesz z sercem, nawet ten niedobry w wypatrzonych garnkach, a kwiaty dostaje się bez okazji, albo przy okazji. A cycki pokazujesz, kiedy masz ochotę:)  Może kiedyś to wszystko się kiedyś zmieni, a może nie.

Wiem, że dziecku trzeba pomagać. Pomagać, ale umiejętnie. Dziecku jeśli już zaufasz, to na prawdę, a nie udawać, że ufasz, a przez dziurkę od klucza sprawdzać, czy aby na pewno zastosowało się do wszystkich rad. Nie da się kontrolować wszystkiego, bo wszystko upadnie. Straci się budowane zaufanie, które bezpowrotnie nie wróci, nigdy.
Jeśli dziecku pomagasz, pomagaj tak, żeby wiedział, że jej wspierasz, a nawet jeśli nie wyjdzie, to dalej je będziesz kochał, bez względu na rezultat. Kiedy pomagasz dawaj narzędzia, nie dawaj od razu celu, lecz wskazuj drogę. Tak się buduje poczucie wartości naszych dzieci. Ba! Nawet nie dzieci a każdego z nas. I może czasem tupiemy mocno nóżką, i wrzeszczymy, że; „Teraz! Już! Natychmiast!” To po jakimś czasie, wiemy, że to dobrze, że nie było "Teraz! Już!", tylko wyczekane, przemyślane i zdobyte własnymi siłami przy pomocy małych podpowiedzi, a nie zrobione za nas.  
  Może to się kiedyś zmieni, nie to się nie zmieni, to się sprawdzi. Bo może i któregoś dnia ta wieża rąbnie z hukiem o ziemię, ale przecież codzienni budujemy ją na nowo...

A wiem, że warto.





p.s podobno gdy tekst zawiera słowo "cycki" zyskuje na wartości. Podobno:)

sobota, 19 października 2013

Kasztanki

Kasztanki
JaMama!
Trochę inspiracji i wiedzy:
http://www.znaczkijakrobaczki.pl/2013/09/co-zrobic-z-kasztanow-i-zoedzi.html

My już kasztany mamy, czekamy teraz na te niezachęcającedospacerów zimne jesienne dni i zabieramy się za tworzenie :)
A Wy już zrobiliście zapasy? Bo to już ostatni dzwonek:)




piątek, 18 października 2013

Jesień

Jesień
JaMatka!

( w oddali słychać krakanie wron)
Na co Lili odpowiada:

- kraaa, kraaa, kraaa! Ałłaa Ali NIE!

i tak ze sto razy:) Taki dialog ostatnio nam towarzyszy na każdym spacerze:)
A znaczy on w wolnym tłumaczeniu:
- Wrony to są Lili kasztany nie wolno mi ich zabrać :)

Zbieramy kasztany do wiaderka po serku, mamy w domu inne, nawet ładne, ale to jest najlepsze. Nie wiem dlaczego. Kasztany u nas nazywają się "Ałł", co mam związek z ich skorupą, która zwyczajnie robi "ałaa" :)
A w przerwie, zasiadamy na ławce, łapiemy ostatnie promienie słońca i zjadamy 2-gie śniadanko :)

p.s Zobaczcie jakie nam ekstra portki Ciotka "Ja" ze świata przywiozła:)



czwartek, 3 października 2013

Nosz...

JaHomeManager!

Już nie wyje i nie wzdycham na myśl, że obiad zrobić się musi. Zakochana w garnku od cioci Madzi, gotuje na parze wszystko. Wszystko dosłownie. Jemy zdrowo. Smacznie. Względnie Smacznie. Zdrowo. Zawsze, a jak nie zawsze - to przeważnie zdrowo. Kostek rosołowych w domu nie ma. Bo są fee - nie zdrowe. Ale ostatnio zakupiła paczkę, przestudiowała opis. Wzięła, rzecz jasna w sklepie z eko żarciem. Z solą morską w ilości niewielkiej, bez ani jednego E i innych dupereli. Z nadzieją że tchnie to nowe życie w zupy. Które ostatnio ni cholery, wyjść nie chcą. Bez smaku, bez zapachu. No nie smaczne. A robione jak zawsze z miłością. Użyła kostki, magicznej i co? Dupa. Nic nic nie działa. Więc siedzi i myśli. Co z ta zupą nie tak., I wiem. GARNKI MI SIĘ WYPATRZYŁY! no bo jaki inny argument to wyjaśni. No garnków wina jak nic. Ehhh trzeba odczekać teraz trochę i spróbować za jakiś czas, może znów będą działać :):)
A tymczasem misja PIEROGI!

Pozdrawiamy!
Copyright © 2016 kotmania.pl , Blogger