niedziela, 24 sierpnia 2014

I zawieram życiowy mój pakt o nieagresji.

I zawieram życiowy mój pakt o nieagresji.
JaMatka!

Czy ze mną jest coś nie tak, czy to społeczeństwo jest chore. Chyba tu jakoś nie pasuję…
Siedzę ze swoim dzieckiem w piaskownicy, drugie mam w brzuchu. Jest piękna pogoda, godzina, chyba 14 na osiedlowym placu zabaw tylko my dwie. Mimo już ogromnego brzucha, lepimy razem babki i chichramy się z byle czego.  Przez chwilę nawet zastanawiamy się gdzie są wszystkie dzieci. W domu, w szkole, na basenie, na innym placu zabaw. Naszą sielankę przerywa wrzask. Okropne krzyki matki. Do dziecka. Że obiad musi zjeść. Że ma tu siedzieć dopóki nie zje. Krzyczy tak głośno, że Lili się do mnie wtula. Krzyk dobiega z okien bloku na przeciwko. Jest bezradnym i agresywnym krzykiem młodej mamy. Domyślam się, która to mama. Znamy się z widzenia już prawie wszystkie na osiedlu. Smutno mi. Lili się pyta, czemu ta pani tak krzyczy? Nie wiem. Nie umiem jej odpowiedzieć. Krzyczy, bo jest bezsilna. Lili mówi, że przecież nie wolno krzyczeć na dzieci…
               Innym razem w piaskownicy, babcia dumnie opowiada, że daje klapa, jak mała nie słucha. Że dyscyplina jest najważniejsza. Druga mówi, że się czasem nie odzywają ze swoją 5-letnią wnuczką. Jeszcze inna mama mówi, do swojego dziecka, że jest debilem.

Mały chłopiec biega z karabinem w piaskownicy. Kiedy zaczyna w nas strzelać proszę go, żeby tego nie robił, bo my nie lubimy agresji i jak chce może się z nami w coś innego pobawić. Właściwie nie wiem, po co mu to mówię, przecież chłopcy tak się bawią nie? Ale jakoś mi nie pasi, gdy 5-latek z imitacja broni, celuje w nas i mówi do mnie i mojej córki, że nas zastrzeli… dzieciak, w piaskownicy. Może jestem dziwna i przesadzam…ale no nie pasi mi to jak nic. 
Młody odkłada, bez żadnych słów i pyta, w co się bawimy.  Chwile potem, bawi się z nami. A gdy wychodzę z piaskownicy nakarmić Tole, biegnie za mną razem z Lili, i woła że ja się muszę z nimi bawić! Jest mi miło, a jednocześnie smutno.  Z innego świata się czuję. Nie krzyczę, nie bije swojego dziecka. Bawię się z nim. W domu. Na dworze. W piaskownicy. Może nie powinnam, bo te dzieci widzą, że można i chcą też tego od swoich rodziców. Tego czasu i uwagi. Bo najczęściej zaobserwowany styl w piaskownicy, to "masz idź się baw z dziećmi, nie przeszkadzaj".
               Jedna mam mi mówi, że chyba lepiej dać klapa, niż wyzywać to dziecko… Innym razem zapytano mnie, czym się teraz straszy dzieci? Bo kiedyś to baba jaga, że ktoś zabierze…A teraz? Nie wiem. Nie wiem, czym się straszy dzieci i nie wiem, po co się straszy. My nasze dzieci traktujemy jak ludzi. A nie zwykliśmy ludzi bić i straszyć, gdy nie chcą zrobić czegoś po naszemu. Słyszę argument ,że po klapsie, już nigdy się tak nie zachował i że to działa, warto stosować. Że po łapach dać. I nie wiem. Zupełnie nie wiem co robić. Tłumaczyć? Umoralniać? Nie wiem.  
               Ostatnio Pani powiedziała mi, że jestem bardzo cierpliwa i jak ja to robię. Powiedziałam, jej że to dlatego, że bardzo kocham swoje dzieci i wiem, że wychowywanie to szlifowanie własnego charakteru, a nie stosowanie agresji. Choć mam czasem dość, bo czasem muszę wyjść do pokoju obok i głęboko oddychać. Bo czasem muszę głośno wyryczeć swoją słabość pod prysznicem. To zawsze zaczynam od nowa. Spuszczam powietrze, każdego dnia, żeby nie wybuchać.  Tylko to trudna praca. Praca nad sobą, a dzieci nie są winne naszych słabości. Tylko jak się zachować i co robić z tą agresją dookoła, dużo jej ostatnio... To z nami coś nie tak, czy to wszystko jakieś chore…A Wy co myślcie?




środa, 20 sierpnia 2014

Gadżety Mamy Marty:) cz.I

Gadżety Mamy Marty:) cz.I
JaMama!

Zawsze ciekawiły mnie nowości i lubiłam różnego rodzaju gadżety, za sprawą, których życie stawało się łatwiejsze. Z wielką wnikliwością poszukuję rozwiązań najlepszych dla nas.  Oswoiłam, też swój słomiany zapał i powalam sobie odczekać chwilę w celu sprawdzenia, czy za 4 dni nadal będę uważać, że jest to rzecz, bez której nie da się żyć. Bez której świat jest szary, a nabycie jej nie jest tylko wypełnieniem potrzeby kupowania. Bo wiadomo kobietą jestem, więc w nazwie już jest zawarta informacja o tym, że kupować muszę. 

Więc drogą analizy i rozwoju naszej Lili padło na poszukanie nowego rozwiązani toaletowego. Wiem, że da się bez tego żyć. Nawet całkiem normalnie. Ale posiadając to, o ileż życie stało się prostsze J Mowa tu o desce toaletowej family! Lili już od dawna nie korzysta z pieluch. Przebyła długą drogę, aż dotarła do punktu JA SAMA! I tak to właśnie Lili korzysta z dużej toalety sama. A wiadomo, że zwykła deska to spore wyzwanie, wiec mamusia przybyła z pomocą. 
Kupimy deskę dla Lili! Taką podwójną! TADAM! W końcu Tola niebawem też będzie z niej korzystać. Jak zwykle przedstawiłam mężowi swemu listę za i przeciw. Poszperałam,  wybierając przeróżne przedziały cenowe. Wiadomo, cena czy okazja cenowa, bywa kluczowym argumentem podczas narad rodzinnych na temat nabywania dóbr materialnych. I padło potwierdzenie. Jak to u nas bywa: ja z ogromnym entuzjazmem, maż z miną potwierdzającą bez większych emocji. 


 Wybraliśmy opcję najtańszą. Znalazłam ją w sieci marketów Jula. TU.  Do nabycia również TU. Deska zawiera dwie opcje. Deska mała i deska duża. Do tego kupilismy stopień podwyższający. (Z IKEA) i poza pomocą w zapaleniu światła Lili jest toaletowo samodzielna! A jaka dumna z tego faktu. Nie tylko ONA, cała rodzinaJ Jeżeli zastanawiacie się nad tą opcją, jest naprawdę dobra.  I nocnika nie trzeba myć! YeaaaJ
I jeszcze o naszej drodze do deski family.
Kiedy zaczęliśmy przygodę z nocnikiem Lili miała jakieś 7-8 miesięcy. Zapoznawała się z nim, była to klasyczna kaczuszka dostępna we wszystkich marketach.
Sprawdzała się świetnie do momentu aż Lili urosła. Nocnikowi  zaczęły rozjeżdżać się boki…Za miękkie tworzywo się okazało. Wtedy robiłam rozeznanie w tematyce nocników. I wniosek był taki, że nie ma ceny średniej nocnika. Są takie za 10-20zł albo takie koło 100zł i wyżej. 
Kupiliśmy z zamykaną klapką. Nie wypał.Oczywiście najpierw miałam chrapkę na Fiszerowego nocniczka. Ale czyszczenie go i muzyczka w nagrodę za siusiu i kupkę, skutecznie mnie zniechęciła.

 Kupiliśmy też nakładkę na kibelek. Mięciusią, milusią i wpadającą do muszli…
Aż trafiliśmy na nocnik właściwy. Stabilny, wysoki!!( Lili nie musiała mieć, kolan pod brodą)i łatwy w czyszczeniu, we właściwej cenie. Jedyny minus, to brak jakiegoś klika żeby wyjmowana misa się nie ruszała przy wstawaniu.   Kolor uniwersalny dla chłopczyka i dziewczynki. Świetny zakup. Do nabycia w IKEA.  
Mam nadzieję, że nasze doświadczenia posłużą Wam przy wyborze swojego najwłaściwszego tronu. 

wtorek, 12 sierpnia 2014

Raport miesiąca :)

Raport miesiąca :)
Ja mama! 

Co tam u nas? A dobrze. Czas zaiwania jak szalony. 
A dziewczyny? Dziewczyny własnie tak:

Lili:
Jest wspaniałą starszą siostrą. Tuli, ściska, całuje. No kocha cała sobą. Dzieli się swoimi zabawkami wpychając do rączki Toli.
Liczba niespodziewanych przytrzaśnięć siostry własną pupą: 1
Liczba nowych słów: nie sposób policzyć, mówi całymi zdaniami.
Ulubiona zabawa: każda z mamą
Ulubiona książka: każda czytana z mamą
Ulubiona potrawa: Każda, która jest masłem czekoladowym, parówką, frytkami i podana przez mamę J
Najgorsza potrawa: każda, która nie jest masłem czekoladowym, parówką i frytkami J
Ulubiony napój: woda – podana przez mamę rzecz jasna
Ulubiona bajka: zapytana o to Lili odpowiada no moja ubuliona! Ale która? No ubuliona!
Lubi grać w: sza-chi, to takie szachy tylko inaczej
Ulubiony kolor: fioletowy
Nowe słowo:  tłajlajtsparkyl – jak ona to ogarnęła to ja nie wiemJ

Tola:
Jest wspaniałą młodszą siostrą. Kocha całą sobą. Jeszcze nic nie zabiera. Ślini się J
Umie: obracać się z plecków na brzuch i podnosić wysoko, wysoko głowę
Potrafi: uśmiechać się najpiękniej na świecie
Ulubiona zabawa: obserwowanie świata, próby naśladowania mimiki twarzy
Ulubiona potrawa: mleczko, mleczko, mleczko
Ulubiona książka: każda czytana przez mamę i Lili
Ulubiony kolor: alalakghhh
Nowe słowo: guuu

Takie to właśnie zdolne dziewczyny są J


A teraz, słów kilka o książeczce,  którą poznałam jak Lili już sporo mówiła, więc jakoś powstrzymałam się przed jej zakupem.  Jednak przybycie Toli podsunęło mi świetne zastosowanie jej. Więc znów jej zapragnęłam i dumnie stanęła na półce z książeczkami. Chciałam mieć coś, co połączy Lili i Tolę, tak aby zaangażować bezpiecznie Lili w rozwój Toli. Wtedy zapaliła mi się lampeczka, że ta książka idealnie się do tego nada.
Konstrukcja twardych stron, łatwych do przewracania malutkimi paluchami. Kolory żywe, postaci  wyraźne, czcionka wielka. I  książka jest „bardzo wielka” jak mówi  Lili, choć w niewielkim formacie . To to, czego oczekiwałam.  A treść? Banalna i intuicyjna.  Zawiera obrazek i opis. Są tam zwierzęta i przedmioty. No rewelacja! Jak ja się cieszę, ze znalazłam to zastosowanie. Rozwija moje obie córki i do tego nawiązują więź.  Lili  czyta książkę Toli! Wydawać by się mogło nie możliwe a tu proszę. A wszystko to dzięki 

„KSIĘDZE DŹWIĘKÓW” wyd. Dwie Siostry


  








Siła sióstr :)




poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Bajkowo!

Bajkowo!
JaMama!

Dziś troszeczkę o książeczkach i bajeczkach. 

Pozwalamy oglądać Lili bajki w TV , jednak wybieramy jej te które się nadają.  Po pierwsze, dlatego, że chcemy mieć wpływ na to co ogląda, nie chcąc jej faszerować tym, co telewizja daje w myśl, weź co jest.

  Po  drugie i najważniejsze dlatego, że bajki maja ogromny wpływ i są bardzo pomocne w wychowywaniu( na pewno 2,5 latka). Często posługuje się sytuacją z bajki, aby pomóc okiełznać emocje danej sytuacji.  
„ A pamiętasz jak w bajce…” U nas działa. 
Dlatego ważne jest wybieranie dobrych bajek. Takich, które wnoszą to, co istotne.  Miały bohaterów, których warto przywoływać, jako przykład. 
Nie straszyły a relaksowały i uczyły. Raz Lili oglądała wybraną bajkę, a ja musiałam wyjść do Toli, nie sprawdziłam, jaka bajka miła być następna. Skończyło się płaczem. W kolejnej bajce był jakiś stwór, który nawet przylazł do nas w nocy…a obejrzała może z dwie minuty. Dlatego właśnie puszczamy bajki wybrane.  
Wybieramy te według nas fajne,  bo Lili uwielbia wcielać się w rolę bohaterów. Była już Zuzią, Małą rudą lisiczką, Księżniczką Zosią, Księżniczką Amber , a aktualnie jest doktor Dośką ( po przesłuchaniu audiobooka porzuciła bycie księżniczką :))

Zanim Wam je przedstawię takie dwie sytuacje:  

 Początek zdania” A pamiętasz” jest Lili ulubionym:)

Lili do mojej siostry : „ Ciociu, a pamiętasz jak byłaś mała i ja śpiewałam Ci kołysanki?”

I kolejna:

W piskownicy. Idzie zapoznać się z dziećmi. 
„Cześć ja jestem Zuzia, a tam moja przyjaciółka Ania” pokazując na mnie:)

Pewnego razu w restauracji:
Ja: Czy mają Państwo specjalne manu dla dzieci?
Kelnerka: niestety nie.
Lili: A dla małych dziewczynek?

Ta sama restauracja, kącik dla dzieci. Dziewczynka do niej.
D:Jak się nazywasz?
L: Księżniczka Zosia .
D: no ale jak się nazywasz?!
L: no mówię księżniczka Zosia!
D: aha, a ja Ola :)


A teraz książki i bajeczki.

Pierwsza jest moja ulubiona. Oglądamy od dawna. Leciała kiedyś na mini mini o 7 rano. Teraz jej dawno nie widziałam. Ale za to na YT jest!
 Piękna bajka, jakby malowana pędzlem. O przygodach Małego Brązowego Zająca, jego przyjaciołach i taty. Bohaterowie nazywają się tak „jak każdy widzi”.  Więc zapamiętywać specjalnie imion nie trzeba :) Przygody zawsze pięknie puentuje tata, tak że Zajączek sam wyciąga wnioski i uczy się życia. Śliczna opowieść o przyjaźni i miłości. Polecam bardzo.

I książeczka upolowana w bibliotece. Przeczytana  milion i jeden raz. I przy ostatniej stronie zawsze: i jeszcze raz!
A jest to:
„NAWET  NIE WIESZ JAK BARDZO CIĘ KOCHAM!”
Bajka tu: 



I druga. W sam raz na deszczowe dni. Przygody paczki przyjaciół. Z misją. Z muzyka poważną i dziełami sztuki. Nauka klasyki przez zabawę.  
Lili prze nich pokochała balet. I robi występy udając, że zasłonki to kurtyna. Robi arabeski i takie tam :)
 Każdy z przyjaciół ma jakiś talent potrzebny do wykonania misji. Zuzia tańczy, Ania śpiewa, Leoś dyryguje, Łukasz gra na instrumentach , a wszędzie zabiera ich niezawodna rakieta. Ta bajka jest dla trochę starszych dzieci, dlatego odcinki wybieram. Bo zawsze jest, ktoś kto chce zepsuć , wykonanie misji i czasem Lili się go boi. 
Ale dzięki nim Lili w piaskownicy buduje wulkan Mauna Loa!

"MALI EINSTEINI"

Książeczkę też upolowaliśmy w bibliotece. Szukałam jej do kupienia. Niestety nigdzie nie mogę znaleźć dostępnej. Jakby ktoś, coś, gdzieś to dajcie znać, bo polujemy na własną :)



I z oddaniem książek nie ma problemu, bo " Pamiętasz jak tata świnka zapomniał oddać książkę?"  


No i przy naszych szybkich metamorfozach Lili zamiast kupować jej rzeczy z motywem bajkowym, 
robię jej bohaterów " on the stick"  z czego "stick" to rurka do picia, a reszta to robota mamy przy pomocy Lili:) 



Copyright © 2016 kotmania.pl , Blogger