
JaMatka!
Czy ze mną jest coś nie tak, czy to społeczeństwo jest chore.
Chyba tu jakoś nie pasuję…
Siedzę ze swoim dzieckiem w piaskownicy,
drugie mam w brzuchu. Jest piękna pogoda, godzina, chyba 14 na osiedlowym placu
zabaw tylko my dwie. Mimo już ogromnego brzucha, lepimy razem babki i chichramy
się z byle czego. Przez chwilę nawet
zastanawiamy się gdzie są wszystkie dzieci. W domu, w szkole, na basenie, na
innym placu zabaw. Naszą sielankę przerywa wrzask. Okropne krzyki matki. Do
dziecka. Że obiad musi zjeść. Że ma tu siedzieć dopóki nie zje. Krzyczy tak głośno,
że Lili się do mnie wtula. Krzyk dobiega z okien bloku na przeciwko. Jest
bezradnym i agresywnym krzykiem młodej mamy. Domyślam się, która to mama. Znamy
się z widzenia już prawie wszystkie na osiedlu. Smutno mi. Lili się pyta, czemu
ta pani tak krzyczy? Nie wiem. Nie umiem jej odpowiedzieć. Krzyczy, bo jest
bezsilna. Lili mówi, że przecież nie wolno krzyczeć na dzieci…
Innym
razem w piaskownicy, babcia dumnie opowiada, że daje klapa, jak mała nie
słucha. Że dyscyplina jest najważniejsza. Druga mówi, że się czasem nie
odzywają ze swoją 5-letnią wnuczką. Jeszcze inna mama mówi, do swojego dziecka,
że jest debilem.
Mały chłopiec biega z karabinem w piaskownicy. Kiedy zaczyna
w nas strzelać proszę go, żeby tego nie robił, bo my nie lubimy agresji i jak
chce może się z nami w coś innego pobawić. Właściwie nie wiem, po co mu to
mówię, przecież chłopcy tak się bawią nie? Ale jakoś mi nie pasi, gdy 5-latek z
imitacja broni, celuje w nas i mówi do mnie i mojej córki, że nas zastrzeli… dzieciak,
w piaskownicy. Może jestem dziwna i przesadzam…ale no nie pasi mi to jak nic.
Młody odkłada, bez żadnych słów i
pyta, w co się bawimy. Chwile potem, bawi
się z nami. A gdy wychodzę z piaskownicy nakarmić Tole, biegnie za mną razem z
Lili, i woła że ja się muszę z nimi bawić! Jest mi miło, a jednocześnie smutno. Z innego świata się czuję. Nie krzyczę, nie
bije swojego dziecka. Bawię się z nim. W domu. Na dworze. W piaskownicy. Może
nie powinnam, bo te dzieci widzą, że można i chcą też tego od swoich rodziców. Tego czasu
i uwagi. Bo najczęściej zaobserwowany styl w piaskownicy, to "masz idź się baw z
dziećmi, nie przeszkadzaj".
Jedna
mam mi mówi, że chyba lepiej dać klapa, niż wyzywać to dziecko… Innym razem zapytano mnie, czym
się teraz straszy dzieci? Bo kiedyś to baba jaga, że ktoś zabierze…A teraz? Nie wiem.
Nie wiem, czym się straszy dzieci i nie wiem, po co się straszy. My nasze
dzieci traktujemy jak ludzi. A nie zwykliśmy ludzi bić i straszyć, gdy nie chcą
zrobić czegoś po naszemu. Słyszę argument ,że po klapsie, już nigdy się tak nie
zachował i że to działa, warto stosować. Że po łapach dać. I nie wiem. Zupełnie
nie wiem co robić. Tłumaczyć? Umoralniać? Nie wiem.
Ostatnio
Pani powiedziała mi, że jestem bardzo cierpliwa i jak ja to robię. Powiedziałam,
jej że to dlatego, że bardzo kocham swoje dzieci i wiem, że wychowywanie to
szlifowanie własnego charakteru, a nie stosowanie agresji. Choć mam czasem
dość, bo czasem muszę wyjść do pokoju obok i głęboko oddychać. Bo czasem muszę głośno wyryczeć swoją słabość pod prysznicem. To zawsze zaczynam od nowa.
Spuszczam powietrze, każdego dnia, żeby nie wybuchać. Tylko to trudna praca. Praca nad sobą, a
dzieci nie są winne naszych słabości. Tylko jak się zachować i co robić z tą agresją dookoła, dużo jej ostatnio... To z
nami coś nie tak, czy to wszystko jakieś chore…A Wy co myślcie?